Juras Wigor feat. Ero - To zbyt piękne... Songtexte

To zbyt piękne by mogło być prawdziwe

Słowa: Juras, Wigor

Wjazd- do nocnego klubu na kozackie balety.
Muzyka głośno gra wokół mnie piękne kobiety.
Przy barze uśmiechnięte twarze moich ludzi.
Każdy zarobiony i szczęśliwy nikt się tu nie kłuci.
Wszyscy moi kumple bawią na wolności.
W rytm muzyki tańczę z piękną boginią miłości.
Po całości czuję się jak w siódmym niebie.
Czuły szept do ucha -słuchaj jedźmy do ciebie.
Po wypiciu drinków jestem z nią na parkingu.
Zet trójka beta wsiadamy do kabrioleta.
Lecimy po mieście chyba 200 na godzinę,
za chwilę, zajeżdżamy pod moją willę.
Ogień podniecenia zyskuje na sile,
piękna się rozbiera biorę z lodówki tekilę,
na górze będzie milej, duże łóżko z baldachimem,
chwile, to zbyt piękne by mogło być prawdziwe!
Budzę się u siebie chyba spadłem z materaca,
jest trzecia w nocy głowa pęka mi od kaca.
Zasnąć jest kłopotem, chociaż mam ochotę
nie jest łatwo, zapalam światło i piszę zwrotę.

Refren:
To zbyt piękne by mogło być prawdziwe.
Czasem takie wrażenie mam mówię wam.
To zbyt piękne by mogło być prawdziwe.
Szczęśliwe zakończenia zazwyczaj są tylko w filmie.

To jest jeden z takich dni, kiedy wszystko się udaje.
Prawą nogą z wyra wstaję, sam siebie już nie poznaję,
olśnienia doznaję- zupełnie nic mi nie dolega.
Kredyt zniknął bez śladu nic nikomu nie zalegam.
Dyskusji nie podlega ma kondycja finansowa.
W oczy rzuca się kwit. Tuż na blacie uśmiecha się do mnie
zawinięty plik, bez kitu cały rulon. Inni za rachunki bulą.
Ze mną nie ma to związku najmniejszego. Przyjemność
i rozrywka w ramach obowiązku jedynego. Nic prostszego!
Wsiadam do swojego najnowszego Mini Morrisa,
wtem przed siebie po ulicach, nie myślę o przepisach.
Nic i nikt nie ma prawa stanąć na mojej drodze,
kiedy to puszczają wyobraźni wodze.
Ostatni przystanek- wymarzona sceneria. W roli
potentata tu, gdzie moja prywatna, rapowa rafineria.

Ref.

Dzielnice śródmieścia przemierzam w poszukiwaniu
szczęścia, niczym książę z Warszawskiego Księstwa.
Pogoda piękna- słońce w zenicie, wszystko idzie
mi znakomicie. Kocham życie!
Nagle opon pisk, polonez „w-i” zajeżdża drogę mi.
Kurwa fi to psy! Otwierają drzwi i wywózka na komendę.
Psy przeklęte! Rozpoznanie ewidentnie.
Jak Alicja w Krainie Czarów, po drugiej stronie lustra
siedzi frajerów paru. Ja z tego koszmaru chciałbym się obudzić-
stoję w jednej linii obok obcych mi ludzi.
I odczuwam strach choć nic nie mam na sumieniu,
bo nie jeden chłopak przez pomyłkę jest w więzieniu.
Na szczęście w nieszczęściu okazałem się nie winny.
Na nieszczęście w szczęściu do puchy trafi ktoś inny.
Policyjne mendy wypuściły mnie z komendy.
Do domu na skróty idę struty w złym humorze.
Nigdy nie jest tak źle by nie mogło być gorzej,
ale mogło by być lepiej wreszcie. Ile razy jeszcze pech,
pokrzyżuje moje plany? Niech to dunder świśnie!
Oczywiście jak liście z drzew, lecą kłopoty.
Ten dzień zaczął się zbyt pięknie by skończył się dobrze to właśnie o tym.

Ref:
Dieser text wurde 345 mal gelesen.